wyjaśnisz?
Sanders wybąkał coś niezrozumiałego i zamilkł. Widać było, że intensywnie myśli. Wargi Quincy’ego wykrzywił ironiczny uśmieszek. – Nie wiem, co się wczoraj wydarzyło w tej szkole, detektywie, ale sprawa jest chyba bardziej złożona, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Musimy być otwarci na wszystkie tropy. I koniecznie dowiedzieć się jak najwięcej o tych komputerach. Zwłaszcza po tym, co powiedzieli wasi specjaliści. – A co powiedzieli? – Że ktoś próbował wykasować plik historii i pamięć pomocniczą. Musiał mieć w tym jakiś cel. – Cholera – warknął Sanders. Quincy wyglądał na zmęczonego. Cienie pod oczami jeszcze mu pociemniały. Wstali od stolika. Rainie sięgnęła po pieniądze, ale Sanders zadziwił ją, płacąc za całą trójkę. Na zewnątrz nocne powietrze pachniało sosnowymi igłami i świeżym wiosennym deszczem. Nie mieli już siły na dalsze dyskusje, Sanders ruszył w stronę swojego samochodu. Rainie nie mogła się oprzeć, żeby ukradkiem nie przyglądać się twarzy Quincy’ego, jego niebieskim oczom, które były to ciepłe, to znów lodowate. Zastanawiała się, czy agent ma rację co do Danny’ego, i czuła się przygnębiona, że wiedzą tak niewiele. Musiała jak najszybciej dać odpowiedź mieszkańcom miasteczka. Shepowi i Sandy. Wreszcie samej sobie, żeby myśli o szkole przestały ją dręczyć, a noc osaczać. Quincy obserwował swoją towarzyszkę z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Rainie zerknęła na jego dłonie. Nie miał obrączki. Muszę gdzieś przenocować – odezwał się wreszcie. – Znam dobre miejsce – powiedziała. 13 Środa, 16 maja, 22.03 Motel Ginnie nie wyglądał na zapuszczoną ruderę. Materace miały wprawdzie ze dwadzieścia lat, a porysowane klonowe komody pochodziły zapewne z pchlich targów, ale kwieciste zasłony były szyte ręcznie, biała pościel pachniała czystością, a dywany codziennie odkurzano. W recepcji królowała Ginnie we własnej osobie. Siwe włosy miała zawinięte na różowe wałki, a jej potężne kształty okrywała powiewna granatowa szata w pomarańczowe kwiaty. Starsza pani poinformowała Quincy’ego, że otworzyła motel dziesięć lat temu, kiedy pożegnał się z życiem jej czwarty mąż, George. Po tylu latach opiekowania się mężczyznami postanowiła rozkręcić interes, dzięki któremu mogła mieć co noc innego faceta. Mrugnęła zalotnie. Quincy miał nadzieję, że żartowała. Przybrawszy poważniejszy ton, Ginnie przeszła do wyliczania zalet swojego przybytku. Co rano serwowała bułeczki domowego wypieku, a co wieczór czekoladowe ciasteczka. Za dwa dolary robiła pranie; trzeba tylko zostawić brudne rzeczy przed drzwiami. No i motel nie był wcale taką prowincjonalną dziurą, jak mogło się wydawać. Zainstalowała w nim nowoczesny sprzęt komputerowy, dzięki któremu, gdyby przyszła jej na to ochota, mogła co godzinę sprawdzać notowania giełdowe. Wreszcie podetknęła Quincy’emu pod nos leżącą na ladzie foliowaną listę adresów internetowych miejscowych usługodawców i zaprosiła go na swoją stronę: BigMama. com. Rainie stłumiła uśmiech. Quincy zaczął powoli wycofywać się w stronę drzwi. Chwilę później znaleźli się na parkingu. Z miejsca, gdzie stali, budynek motelu wyglądał jak różowa litera V. – Gdzieś ty mnie przywiozła? – Agent znalazł wejście do swojego apartamentu i wsunął klucz do zamka. – Miejscowy koloryt – odparła Rainie. – Tylko turyści zatrzymują się w motelu numer 6. – A nie mógłbym być po prostu turystą? – Oczywiście, że nie. Ginnie jest największą plotkarą w Bakersville... po Walcie, rzecz jasna. Jutro rano przyjdź na śniadanie, pochłoń kilka pełnoziarnistych bułeczek, a będziesz zdumiony, jak dużo się dowiesz.